Pierwsze wystąpienia publiczne
W podstawówce, moja klasa 2E, pod czujnym okiem wychowawczyni, miała za zadanie przygotować apel z okazji urodzin patrona szkoły Mikołaja Kopernika. Dostałam w przydziale zwrotkę wierszyka. Pani wybierała do recytacji tych, którzy jej zdaniem zrobią to dobrze. Po apelu, z miny nauczycielki wywnioskowałam, że moje pierwsze wystąpienie publiczne nie wyszło najlepiej. Byłam świadoma tego, że mówiłam cicho i niezbyt wyraźnie. Okazało się, że występ przed całą szkołą mnie mocno onieśmielił.
Kiedy trema zżera
W bezpośrednim kontakcie byłam raczej odważna, śmiała i zdecydowana. To taka umiejętność, którą w wielodzietnej rodzinie nabywa się trochę mimochodem. Żyjąc w domu z mamą, tatą, czwórką rodzeństwa, nierzadko babcią, ciociami i wujkami, to każda próba zabrania głosu nosi znamiona wystąpienia publicznego. No, ale co innego wśród swoich, gdzie czułam się bezpiecznie, a co innego na szkolnym apelu, przed dyrekcją, nauczycielami i tysiącem uczniów. Nie udźwignęłam tremy.
Z daleka od występów
Do żadnych kółek teatralnych, występów scenicznych, światła reflektorów zbytnio się nigdy nie garnęłam. Nie miałam problemu z zabraniem głosu na forum klasy, nie krępowały mnie nowe znajomości, ale publiczne wystąpienia to nie była moja bajka. Do matury udało mi się ich skutecznie uniknąć. Może jakąś modlitwę przeczytałam w dniu Pierwszej Komunii w kościele i to byłoby na tyle. Na studiach wygłosiłam ze dwa referaty. Jeden po całonocnej imprezie.
Słowa, które dają moc
Na trzecim roku miałam praktyki na Zamku Królewskim w Warszawie, w dziale oświatowym. Po ich zaliczeniu można było dostać ciekawą i dobrze płatną pracę – prowadzenie autorskich lekcji muzealnych dla dzieci i młodzieży. Bardzo mi na niej zależało. Niestety nie zaliczyłam praktyk za pierwszym podejściem, mimo że byłam bardzo dobrze przygotowana merytorycznie. Prowadząca nie kryła rozczarowania. Na szczęście, wraz z krytyką, usłyszałam bardzo ważne dla mnie wtedy słowa. To one dodały mi skrzydeł, wzmocniły i pozwoliły uwierzyć w siebie. Iwona poradziła mi, żebym była sobą, bo mam pewną charyzmę i wierzy, że jeżeli odkryję swoje prawdziwe ja, moje lekcje będą wyjątkowe. Przy drugim podejściu byłam śmielsza, nie mówiłam już ściszonym głosem, nie próbowałam być kimś innym niż jestem. Prowadziłam lekcję muzealną z energią i dynamiką, szczerze. Zaliczyłam praktyki, dostałam tą pracę. Potem zajmowałam się tym przez kilka lat.
Regularnie ćwiczenia
Mniej więcej w tym samym czasie trafiłam do wspólnoty, której formuła wygląda tak, że raz na jakiś czas trzeba coś powiedzieć przed zgromadzonymi. Robię to już ćwierć wieku. Pomogło mi to bardzo oswoić kwestię wystąpień publicznych.
I tu dochodzę do wniosku, że jeżeli robię coś często i dostatecznie długo przestaje to być wyzwaniem, staje się czymś naturalnym.
W zgodzie ze sobą
W 2019 roku z potrzeby serca, zorganizowałam konferencję. Sprawa dotyczyła kwestii dla mnie niezwykle ważnej. Duża determinacja i zaangażowanie pozwoliły mi przełamać opór przed sceną i mikrofonem. Dałam radę. Potem okazało się, że trzymałam w napięciu, wzruszałam i bawiłam. Było tak, jak zalecała mi Iwona z Zamku: szczerze, bez masek i ról, w swojej skórze. Po tym wydarzeniu coś się zmieniło. Przestałam się bać wystąpień publicznych, reflektory i tłum słuchaczy przestały mnie przerażać. Może pomocą było to, że reprezentowałam swoje idee, mówiłam o sprawach, które są dla mnie ważne.
O krok dalej
Potem przyszły cztery lata poważnego treningu. Jak przygotowania do olimpiady. Kilka razy w roku wygłaszałam 40-60 minutowe speeche. Oswoiłam temat. Przestało mnie to paraliżować.
Progres
Ostatni raz miałam okazję stać na scenie w związku z konkursem, w którym byłam komisarzem. Obeszło się zupełnie bez spiny, co mnie niezmiernie cieszy, gdyż pozwala zobaczyć progres. Duży progres. Kiedy wspominam przerażoną drugoklasistkę na apelu, to widzę jak długą drogę przeszłam, by być tu, gdzie jestem.
W drodze do celu
Jeśli dziś czegoś nie umiesz, nie znaczy wcale, że nie jesteś w stanie się tego nauczyć. Mi się udało, bez wielkiego wysiłku, ale zaszła znacząca zmiana. Jeśli coś zrobiłam to naprawdę niespiesznie i małymi kroczkami. Takie subtelne przekroczenie siebie, które nigdy nie było gwałtem, za to zawsze wynikało z dobrej motywacji. I tego Ci na koniec szczerze życzę.
A Ty masz takie doświadczenie, że nauczyłaś się czegoś lub widzisz w swoim życiu istotny progres w opanowaniu jakieś umiejętności, która Cię wcześniej paraliżowała? Może to być coś zupełnie innego niż wystąpienia publiczne. Jestem przekonana, że każda z Was ma takie sprawności, które przyszły z czasem. Napiszcie o tym koniecznie w komentarzu poniżej.