Wspomnienia, które dorosły z moim dzieckiem

dorosłe dziecko

Błogosławiona zmieniam się …

Brzuch miałam ogromny. Cała zrobiłam się w ciąży duża. Spotykani ludzie – w sklepie, na podwórku, w windzie – pytali kurtuazyjnie:

– To kiedy poród?
– W czwartek, 23 sierpnia.

Odpowiedź ich zaskakiwała. Wiadomo przecież: poród naturalny przychodzi znienacka, jak złodziej.
A u mnie było inaczej.

Strojna w różowych rozstępów ornamenty

Miałam założony pessar podtrzymujący ciążę. W 37. tygodniu zaplanowano jego zdjęcie, a wraz z tym – duże prawdopodobieństwo, że od razu zacznę rodzić.

Rano, zanim poszłam do lekarza, zdążyłam umyć okna. Ogarnęłam mieszkanie, spakowałam torbę do porodu, poprosiłam brata z żoną, by zajęli się dziećmi. A potem – wraz z mężem, w naszym trzydziestoletnim mercedesie w kolorze ciemnej laguny – ruszyliśmy w stronę poradni przy Żelaznej.

Nasze tętna splatają się w warkocze

Lekarka, młoda i trochę przestraszona, po badaniu przyznała mi, że nie wierzyła, że doniosę tę ciążę. Jej szczerość wiele dla mnie znaczyła. Zawsze czułam jej obawy i wolałam otwarte karty. Tym razem padło jasne stwierdzenie:
– Jest Pani gotowa do porodu.

Mogłam wracać do domu i zgłosić się jutro rano, albo zostać i rozpocząć misję „poród” od razu. Wybrałam to drugie.

Na umęczonych ciężarem stopach

Mieliśmy kilka godzin do zagospodarowania. Poszliśmy więc na spacer po Muranowie. To była moja pierwsza donoszona ciąża – choć trzecie dziecko. Pierwszy raz mogłam wyjść z mężem na zwykły, beztroski spacer bez strachu, że każdy krok to ryzyko. Skurcze już się pojawiały, ale z radością je lekceważyłam.

Na Nowolipkach postanowiliśmy zjeść kolację. Poród to wysiłek – trzeba mieć siły. Mój mąż, zamawiając pizzę, poprosił o rachunek z góry i wyjaśnił kelnerce:
– Wie pani, żona jest w trakcie porodu i możemy w każdej chwili nieoczekiwanie wyjść.

Z dumą dźwigam przed sobą brzuch

Z zaplecza zaczęli się wychylać pracownicy, z ciekawością obserwując kobietę, która… rodzi przy pizzy.
Stara szkoła rodzenia podpowiadała, by wziąć kąpiel i wypić lampkę czerwonego wina – jako sposób na sprawdzenie, czy to już poród, czy tylko skurcze przepowiadające. Jeśli nie miną, to znaczy, że akcja się zaczęła. Kąpieli nie miałam, ale lampka wina – pierwsza od dziewięciu miesięcy – na randce z mężem smakowała wyjątkowo. I co ciekawe, skurcze rozeszły się.

Po kolacji przypomniało mi się, że nie wzięłam gąbki do kąpieli. Postanowiliśmy więc wpaść do Klifu. W drodze do sklepu dołączył do nas szwagier z kuzynem – powiększyła się ekipa oczekująca narodzin. Kiedy stałam przy kasie, zadzwoniła moja siostra:
– Jak tam, rodzisz?
– No rodzę, ale poczekaj chwilę, bo płacę!
– To co w końcu? Rodzisz, czy jesteś w sklepie?!
– No rodzę… a właściwie zaraz będę rodzić!

Z pokorą czekam

W drodze ze sklepu do szpitala skurcze przybrały na sile. Dochodziła 21:00 – to była godzina, o której lekarka kończyła dyżur i miała zanieść moje skierowanie na izbę przyjęć. Mogłam więc oficjalnie zgłosić się do szpitala.

Szpital św. Zofii był pełen. Pielęgniarki kazały mi czekać. Klimatyzacja w środku ratowała przed sierpniowym upałem i zapachem rozgrzanego asfaltu na zewnątrz. Spacerowałam po korytarzu, kołysząc się charakterystycznym krokiem z wielkim brzuchem. Bóle krzyżowe narastały. Usłyszałam, jak jedna pielęgniarka mówi do drugiej:
– Ona chyba rodzi!

Na grzbietach fal płodowych wód

Nie miałam pewności, czy chodzi o mnie, ale za chwilę położna zawołała mnie do gabinetu. Po krótkich uprzejmościach – badanie. I wtedy chlustnęły wody. Ton położnej zmienił się z grzecznego na rzeczowy, komendy krótkie, szybkie. Wróciliśmy na izbę, mąż poszedł po torbę. Wracając, chciał mi robić zdjęcia – nie byłam najwdzięczniejszą modelką. Wolałam masaż pleców i wsparcie.

Dwa parte. Godzina 23:15. Przychodzi na świat Jadwiga.
10 punktów w skali Apgar. 2750 gramów, 50 centymetrów. Leży przy moim sercu.

Rano mąż pokazuje ją rodzeństwu. Pada pytanie:
– Dlaczego ma kolor kiełbasy?

Dla mnie była najpiękniejsza.

Zmieniam się

A potem rosła – coraz większa, coraz mądrzejsza, coraz piękniejsza.
Łagodna i stanowcza. Empatyczna i asertywna. Radosna, ale dojrzała.

Czy udało mi się dojrzewać razem z nią, by w końcu ją puścić w świat?

Mam nadzieję, że tak!

Jadziu – wszystkiego, co najlepsze na dorosłe życie.

*podtytuły to fragmentu piosenki: Katarzyny Nosowskiej „Zmieniam się”

Dowiedz się więcej: Wspomnienia, które dorosły z moim dzieckiem

Jeżeli zainteresował Cię mój post polecam Ci inne wpisy z mojego bloga.