O kobiecie, która nauczyła się chodzić po wodzie

zmiana w życiu kobieta dojrzała

Dzieciństwo


Monika miała szczęśliwe dzieciństwo. Urodziła się w rodzinie wielodzietnej. Jej dom był pełen ciepła i bliskich relacji. Czasami wrzało, czasami się kłócili, ale szybko się godzili.

Kochali ludzi, a ludzie kochali ich. Na niewielkim metrażu urządzali huczne imprezy, przyjmowali pielgrzymów, opiekowali się potrzebującymi. Dom tętnił życiem. Nie myślała wtedy, że jej historia potoczy się tak, że zacznie kiedyś chodzić po wodzie.


Zmiana

Kiedy Monika miała 7 lat, jej rodzeństwo wyjechało do dużego miasta na studia. Wkrótce jej ojciec podupadł na zdrowiu. Często przebywał w szpitalu. W związku z tym, dom pełen ludzi nagle opustoszał.

Mama, która dotąd była zawsze w domu, musiała przejąć obowiązki taty, chodziła do pracy, opiekowała się chorym mężem. Niewątpliwie dla Moniki zaczął się niezwykle trudny czas.

Często zostawała w domu sama z młodszym bratem. Najgorsze były zimowe wieczory. Ciemność, pustka, samotność, lęk o życie taty… przytłaczały. Siedziała z bratem na oknie i wyczekiwała powrotu mamy.

Chociaż próbowała być dzielna, czasami nie dawała rady.

Pani Zofia

Wówczas prosiła o pomoc sąsiadkę, starszą kobietę, aby z nimi posiedziała. Pani Zofia była jak dobry anioł, który z miłością patrzy na brykające rodzeństwo.

Bawiła się z nimi w „kosi, kosi łapki”, uczyła piosenek i wierszyków. Była delegacją dorosłych do jej dziecięcego, pełnego niepewności świata.

Z nią Monika piła swoją pierwszą w życiu kawę. Nalewała dużo mleka i słodziła, by jej smakowała. To była forma wdzięczności, bo Pani Zofia nie lubiła sama pić kawy. Miały swój tajny rytuał. Nikt poza nimi o tym nie wiedział.


Dojrzewanie

Z czasem Monika przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy. Co prawda po weekendzie lub świętach, kiedy wszyscy zjeżdżali się do domu i przez chwile znowu było normalnie, tęsknota na nowo rozdzierała jej serce.

Zdarzało jej się czasami płakać do poduszki. Z czasem nauczyła się żyć z trudnymi emocjami.

W związku

Kiedy miała 15 lat, została zaproszona przez syna znajomych rodziców na Sylwestra. Kolega był w klasie maturalnej. Okazało się, że wzbudza zainteresowanie kilku chłopaków z tej paczki. Chyba mieli nawet jakąś spinę z tego tytułu.

Ostatecznie rozwiązali to pokojowo, rzucając monetą, który może ją odprowadzić do domu. Potem Tomek zaprosił ją na studniówkę i tak zaczął się jej pierwszy poważny związek.

Spotykali się 3 lata. Chyba nie do końca była szczęśliwa w tej relacji, ale trwała w niej siłą rozpędu.


Szukała, lecz nie znalazła

Chwilę przed osiemnastymi urodzinami Moniki, po 10 latach choroby zmarł jej tata. Wkrótce potem rozstała się z Tomkiem. Wyjechała na studia do dużego miasta.

Jej mama ponownie wyszła za mąż. Siostry też miały już swoje rodziny. W związku z tym Monika znowu doświadczyła głębokiego poczucia samotności.

Utraciła rodzinne gniazdo. Trudno jej było odnaleźć się w wielkim mieście, wśród nowych ludzi. Próbowała poradzić sobie z tym, szukając miłości w związkach, ale jakoś jej to nie szło.


Wspólnota

Ratunek znalazła w Kościele. Zgorszona swoimi grzechami, usłyszawszy dobrą nowinę, o tym, że Bóg kocha grzesznika, poszła za głosem Jezusa. We wspólnocie poznała męża.


Rodzina

Od dwudziestu lat jest w małżeństwie. Urodziła czworo dzieci. Jedno z nich jest w niebie. W jej życiu nie brakuje trudności i niespodzianek. Zawsze jednak znajduje siłę, by wstać i z podniesioną głową iść dalej przez życie dalej.


Covid-19

Pod koniec 2019 roku świat opanował wirus, który wywołał ogromne spustoszenie. Wielu ludzi zmarło. Z otoczenia Moniki na tamten świat z powodu pandemii odeszły 3 bliskie osoby. Jedną z nich był dawny sąsiad.

Monika odwiedziła wdowę. Dowiedziała się, że zmarł niepojednany z żoną. Ten ich małżeński konflikt nabrał wymiaru wiecznego.

Moniką to bardzo wstrząsnęło. Po pogrzebie Mariana postanowiła uporządkować w swoim życiu, co się tylko da.


Spotkanie z Anną

Prowadzona Słowem Bożym postanowiła spotkać się z koleżanką, której w młodości wyrządziła ogromną krzywdę. Pojechała prosić ją o wybaczenie.

Mimo że sprawa była naprawdę poważna, znajoma przytulając ją, szepnęła jej do ucha: Biedaku, tyle lat się z tym męczyłaś?.

Monika zobaczyła w Annie dobrego człowieka. Kobietę pełną serca i ciepła dla innych. Gotową na przebaczenie.

Jednak życie Anny jest trudne i skomplikowane, gdyż zawsze troszczy się o innych bardziej niż o siebie. To spotkanie dało jej dużo do myślenia.

Zrozumiała, że czasami nie wystarczy być dobrym, by mieć szczęśliwe życie. Czasami kochając, trzeba powiedzieć komuś: Do widzenia!

Odkryła, że bycie dzieckiem Bożym, bycie córką Króla, wymaga ogromnego rozeznania. Czasami walki ze sobą, czasami ze światem, pójścia pod prąd.


Słodkie jarzmo

Monika zaczęła zastanawiać się: co jej sprawia ból i cierpienie? Kiedy czuje się zraniona? Modliła się o światło na tą sytuację.

Adorując Najświętszy Sakrament, zyskała przekonanie, że Bóg jest z nią, zapewnia ją, by się nie lękała. Obiecuje, że patrząc na Niego będzie chodzić po wodzie. Przylgnęła do tej obietnicy, ale wciąż nie wiedziała, czego się boi, gdzie potrzebuje wsparcia. Dojrzała, silna kobieta, szuka w sobie miejsca, gdzie odczuwa lęk. Sprawa nie jest łatwa.

Odpowiedź przychodzi w rozmowie z bratem. Tym samym, z którym kiedyś siedziała razem w oknie i czekała na powrót mamy z pracy.

Zrozumiała.

Boi się opuszczenia.

W to dziecięce doświadczenie samotności chce wejść Chrystus i je uzdrowić.

Monika zmienia swoje podejście do życia. Widzi jak wiele decyzji podejmowała sparaliżowana lękiem przed opuszczeniem.

Chodzić po wodzie, wydawało jej się dotąd czymś niemożliwym. Doświadczeniem zbyt trudnym, by znowu je przeżyć. Teraz jest gotowa zostawić utarte schematy, totalnie zaprzeć się samej siebie.

Ufa, że z Bożą pomocą jarzmo może być słodkie, a brzemię lekkie.

Odnosi małe zwycięstwa.

Metoda małych kroków działa!

Zaczyna chodzić po wodzie i się nie topi.

Tekst powstał dla portalu: Drugie podejście – portal dający nadzieję


1 Comment

  1. Dziękuję. Widzisz, ja mam głęboką ranę porzucenia i widzę coraz mocniej jak w drobnych sprawach ogarnia mnie lęk przed kolejnym opuszczeniem paraliżuje moje działania i emocje. Dobrze to widzieć. Dobrze mieć Ojca w Niebie, który prowadzi i nigdy nie opuszcza. I dobrze odkrywać którędy iść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *