Najważniejsza lekcja w życiu

życie
Foto: Bartek Barczyk

Luty 1992

Pierwszy raz tupnęłam nogą i postawiałam na swoim. Moja wolność i jej świadomość ujrzała światło dzienne. Przestałam chcieć być grzeczną dziewczynką. Zrozumiałam, że spełnianie oczekiwań otoczenia nie zagwarantuje mi szczęścia w życiu. Samodzielnie podjęłam decyzję i miałam siłę, aby ją zrealizować. 

Mój tata już od 10 lat chorował. Często bywał w szpitalu. Mama, która wcześniej zajmowała się dziećmi i domem poszła do pracy. Na jej głowę spadło utrzymanie siedmioosobowej rodziny. Trzy starsze siostry były na studiach w dużym mieście, a ja zaczęłam ogarniałać młodszego brata i dom. W całym tym postawionym do góry nogami życiu, nie było miejsca na moje dojrzewanie, potrzeby. Nawet te podstawowe. O zabawie, rozrywce nie wspominając. 

W góry

Nie wiem, jak wpadłam na to, żeby urwać się z domu na kilka dni w góry. Nie pamiętam, jak dotarła do mnie informacja o Zimowym Rajdzie Harcerskim w Głuchołazach. Niemniej jednak na wieść o nim poczułam, że chcę tam pojechać i zaczęłam do tego dążyć. Mama była przeciwna mojej idei. Mówiła: 

Dziecko, przecież tata może w każdej chwili umrzeć! Wypowiadała to ze łzami w oczach i było to szczere wzruszenie. Tym bardziej było mi trudno stawiać na swoim. Nie wiem skąd miałam do dziś tyle siły i dojrzałości, ale pamiętam, że odpowiedziałam jej: 

Mamo, nie chcę czekać ze swoim życiem na taty śmierć. Nikt mi nie zwróci młodości! 

Nie wiem, czy ją to przekonało, ale ostatecznie pojechałam na tej rajd. Było cudownie! Wyrwałam się na chwilę, od cierpienia, obowiązków, trudnych emocji. Byłam wśród ludzi, którzy cieszyli się życiem. Podziwiałam góry. Przez kilka dni mogłam bardziej czuć smak życia niż ból umierania. Potrzebowałam tego bardzo. Wyłonić się na chwilę na powierzchnię, pływając na co dzień w wodach śmierci. 

Imieniny

Tato dożył mojego powrotu. Chyba nie miał do mnie żalu, że wyjechałam. Jestem przekonana, że z jego perspektywy sprawy widzi się najlepiej, wyraźnie, bez zniekształceń emocji, afektów i sentymentów. Nie odczułam, bym sprawiała mu tym moim wyjazdem przykrość. 

13 lutego moja starsza siostra Arleta ma imieniny. Zawołał najpierw ją, potem mnie. Dał mi zwinięte w rulon pieniądze. Nie pamiętam ile, ale to była pokaźna suma. Wręczając mi je dodał: 

To na imieniny! 

Byłam przekonana, że od morfiny już mu się w głowie miesza. 

 – Tatuś, ale ja dzisiaj nie mam imienin, dopiero 23 będą moje. 

 – Ale ja ich nie dożyje! Odparł. 

Zaczęłam płakać. On otarł z mojej twarzy łzy i dodał: 

 – Przecież daję Ci ten prezent, żeby Ci było miło, a nie po to, abyś płakała. 

Przełknęłam gulę i uśmiechnęłam się! Zrobiło mi się ciepło na sercu, a uśmiech na twarzy wyraził to.  To była jedna z niewielu chwil w moim ówczesnym życiu, kiedy doświadczyłam, że jestem dla kogoś ważna. Teraz wiem, że byłam zawsze dla taty, mamy i rodzeństwa ważna, ale w całym tym poplątanym życiu, nie było przestrzeni na wyrażanie tego. To błogie przekonanie, że jestem kochana i otoczona troską i uwagą nie utrwaliło się w mocno mojej świadomości, dlatego zdarzało mi się w to wątpić, a każde potwierdzenie tej ważności, jest dla mnie do dziś momentem wyjątkowym. 

Najważniejsza lekcja w życiu

Tata zmarł dwa dni przed moimi imieninami, a trzy tygodnie przed moją osiemnastką. Umierał pięknie. Ojcowie uczą różnych rzeczy swoje dzieci: jazdy na nartach, rowerze, pływania, rozumienia sztuki, gry na instrumentach, sklejać modele, chodzić po górach. Mój za życia dał przykład gościnności, miłości do ludzi, pokazał, jak się bawić. To jednak, co w spadku po nim, ma dla mnie największą wartość, to że pokazał mi jak z godnością umierać. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. 

Na ciele był bardzo słaby. Z przystojnego, umięśnionego mężczyzny niewiele zostało. Jego ciało było niewątpliwie bardzo umęczone, ale umysł do końca sprawny. Dziękował za każdy przeżyty dzień. Przez cały czas miał duże poczucie humoru. Budził się i mówił, że do nieba długa kolejka.

Ciągle czekam – powiadał.

Prosił mamę, aby kupiła mu ładne buty do trumny, aby jej nie straszył po śmierci. Kupiła mu jakieś, ale nie spodobały mu się. Kazał jej wymienić na inne. Drugie zaakceptował. Namówił ją także, aby ubrała się w garsonkę, którą miała przygotowaną na pogrzeb. Był krawcem. I twierdził, że z góry może nie zobaczyć, czy dobrze się układa. Noc przed śmiercią przegadali z mamą do świtu. Prosił ją o wybaczenie za wszystko, czym w życiu mógł ją zranić.  Chciał, aby na pogrzebie grała orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej, do której zapisał się będąc już inwalidą bez nogi. Paradoksy tamtych czasów wciąż mnie zaskakują.

Pogrzeb był ogromny. Nie ogarniałam wzrokiem zgromadzonych ludzi. Za trumną szłam z młodszym bratem. To była bliskość duchowo – fizyczna, która dała nam przekonanie, że mamy siebie na zawsze. 

Tata żył 54 lata! Wszyscy mówili:

Taki był młody

Mógł jeszcze pożyć!

Nie rozumiałam, o co im chodzi. Myślałam sobie: Nie był stary, wiedziałam starszych ludzi, ale młody? Młody, to on na pewno już nie był! Co oni gadają? 

Sierpień 2016 

Jadę na pogrzeb Andrzeja, taty mojej znajomej. Poznałam go przy okazji jakieś uroczystości kościelnej. Rodzice Anieli byli zjawiskowo piękni. Przystojna para. Nie lubię używać słowa przystojna, w odniesieniu do kobiety, bo mam wrażenie, że ono odbiera jej subtelność, ale tutaj mi pasuje. Jola jest tak kobieca, że żadne określenie nie odbierze jej uroku. Andrzej zadbany, dobrze zbudowany mężczyzna. Elegancko ubrany. Gość, który przyciągną moją uwagę. Dojrzały, atrakcyjny typ. Tak go zapamiętałam, po jednym czy dwóch spotkaniach. Pół roku później Andrzej dostał wylewu. Umarł. Na klepsydrze było napisane: 

Przeżył lat 54 

Pomyślałam: Taki był młody! Mógł jeszcze pożyć!

————————————

Czerwiec 2024 

Kilka dni temu ginekolog potwierdził, że przekwitłam. Nie zaskoczył mnie tym. Na poprzedniej wizycie, rok temu, mówiłam mu, że lada moment to nastąpi, ale on mnie przekonywał, że jestem w błędzie. 

Znam swoje ciało. Obserwuję je uważnie i mam z nim dobra relację.  Siostry nauczyły obserwować swoją płodność, gdy miałam 15 lat. Rysowałam wykresy w zeszycie w kratkę, mierzyłam codziennie temperaturę. Chyba mnie to trochę kręciło. Tak!  Zawsze uważałam, że człowiek jako istota jest fascynujący. Ja dla siebie samej też! Odkąd pamietam lubiłam wiedzieć, co się ze mną dzieje. Niewątpliwie chciałam się znać i rozumieć. Kiedy zerwałam wiązadło na nartach, ludzie pytali: – Co się stało? A ja mówiłam: Nie wiem: ale chyba jakaś sznurek mi w kolanie się zerwał. Zarówno ciało, jak i umysł dążą we mnie do regularności i powtarzalności. Po porodzie płodność mi wracała po kilku tygodniach, mimo laktacji. To ponoć dziedziczne. Mama i siostry też tak mają.  

Mama w moim wieku to już nie tylko miała menopauzę, ale od dwóch lat była wdową. Chwilę później ponownie wyszła za mąż. 

Październik 1996

Boże co to był za ślub!? Teraz kiedy go wspominam, myślę, że musiało być jej bardzo przykro. Jej dzieci ryczały na jej ślubie bardziej niż na pogrzebie ojca. Absolutnie nie byłam w stanie emocjonalnie tego zaakceptować. Przede wszystkim nie chciałam, aby ktoś zajął miejsce taty. Rozumem przyjmowałam fakt, że jestem dorosła, ona ma swoje życie a ja swoje, ale na poziomie uczuć …masakra! Cieszyłam się na myśl, że będzie miała z kim jeździć na grzyby, tańczyć na dancingach, ale na myśl, że ją ktoś ją dotyka, śpi w jednym łóżku, odrzucało mnie. Istotnie gdzieś w środku nie było we mnie zgody na ojczyma. Myślałam sobie: Że też jej na stare lata męża się chce? Po co?

Lipiec 2024 

 Jestem po 50. Po menopauzie. Dokładnie w tym samym momencie życia, co ona wtedy. Dzieci na wylocie z domu. Kogo widzę w lustrze? Najczęściej dziewczynkę. Zwłaszcza, gdy coś trudnego przeżywam, wtedy nie tylko widzę ją w lustrze, ale czuję ją w środku. Ten sam ból, te same uczucia. Szukanie najkrótszej drogi do harmonii, według wyrytych w dzieciństwie schematów. Często wcielam się też w kobietę około 30. Oczywiście na codzień pamiętam, że jestem matką, żoną i kochanką. Spełnione życie, utrwalone role. Kierunek złapany, z wiatrem w żaglach przez życie. Z pomysłami, marzeniami i tysiącem spraw, które chcę jeszcze w życiu zrobić. 

Buongiorno Italia

Z najstarszą córką wybrałam się w Alpy na wędrówki z plecakiem. Tydzień we Włoszech. Udało nam się spakować w podręczny. Wyczyn!  Italia robi mi dobrze w każdych okolicznościach. Godne uwagi jest to, że tym razem pojawił się nowy wymiar radości z włoskich wakacji. 

Lubię obserwować ludzi. W związku z tym i Włochów chłonęłam całą sobą. Język, zapach, emocje. Odkryłam piękno starszych ludzi, tam właśnie. Dojrzałych kobiet, które nie boją się odważnych kolorów szminki na ustach, złotych dodatków. Szpakowaci, szczupli mężczyźni w lnianych koszulach i mokasynach. Wyglądają obłędnie. Istotnie nie chodzi tu chyba tylko o wygląd, ale sposób bycia. Pewność siebie. Luz, który mają i dobre relacje, które daje się wyczuć nawet z pewnej odległości. Włosi nadają świeżości gęstemu, śródziemnomorskiemu powietrzu.

Brembana 

Niedzielę spędzamy nad rzeką Brembo, w pobliżu kempingu. A tam grupki szczęśliwych ludzi, w wieku przed starczym. Przy jednym stoliku panowie, przy drugim panie grają w karty. Cieszą się sobą. Śmieją. Są spełnieni, zadowoleni i spokojni. 

Nikt nie wciąga brzucha, nie zakrywa zwisającej skóry. Nie mają sztucznych rzęs ani ust. Są piękni w swoim ciele, w tych relacjach, które tworzą. Zachwycili mnie. 

Następnego dnia w Bergamo, na Citta Alta siadają naprzeciwko nas dwaj mężczyźni. W wieku już więcej niż średnim. Cudowni. Rozgadani, luźni. W relacji, w dialogu. Spełnieni.

Wróciłam z wakacji z przekonaniem, że życie może być piękne na każdym etapie. W związku z tym wierzę, że starość może mieć dużo uroku i spełnienia.   

Imię Romana zobowiązuje.

Jak to doświadczenie wpłynęło na moje życie?  

Dzisiaj na siłowni po raz pierwszy ćwiczyłam w bieliźnie do gimnastyki, bez koszulki. Upał jak 150, a ja uważałam, że w moim wieku nie wypada. Pokochałam moją gdzieniegdzie pomarszczoną skórę. Nie wstydzę się jej, nie muszę! Wszystko zaczyna się w głowie, a starość to przede wszystkim stan umysłu. 

Historyjka na zakończenie

Mój 92 letni znajomy dzisiaj mi oznajmił, że zaczął pić matchę.

Wiesz powiada, potrzebuję trochę mocy w ciągu dnia, a kawa rozwala mi pęcherz. Nie inwestowałem w te bambusowe mieszadełka, przygotowują sobie blenderem i działa! 

Bez wątpienia po każdym spotkaniu z Mirkiem, myślę sobie, że nie mają racji Ci, którzy twierdzą, że starość się Panu Bogu nie udała! 

W związku z czym wychodzę z założenia, że jak się starzeć, to z godnością!

Z życia wzięte

Zapytam Cię: Masz blisko siebie takich ludzi, którzy pomagają Ci przyjąć przemijanie? Prawdopodobnie tak!

Chętnie przeczytam Twoje historie. Uważam, iż dobrych słów nigdy za wiele! I Twoja też jest warta opowiedzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *