Jedzie pociąg
Jest środa rano. Wybieram się pociągiem w rodzinne strony. W Kutnie mam przesiadkę. Jadę na pogrzeb kuzynki, którą kocham. Kobieta anioł. W Warszawie na dworcu wszystko idzie sprawnie. W pociągu nie ma zbyt dużego tłoku. Siedzę w przedziale z sympatyczną rodziną. Wymieniamy uprzejmości, po czym każdy robi swoje. Niewątpliwie jest to podróż, jaką lubię najbardziej: gazeta w ręku, kilkuminutowa drzemka, miłe towarzystwo. Nawet nie zauważam, kiedy mija półtorej godziny.
W Kutnie na dworcu
Dojeżdżam do Kutna. W związku z czym opuszczam pociąg i wychodzę na dworzec, który już w niczym nie przypomina tego z piosenki Kazika. Jest odnowiony i zadbany. Podchodzę do wiszącego w gablocie, wydrukowanego na żółtym papierze rozkładu jazdy. Zapis jest dla mnie nieczytelny. Czuję się trochę jak pańcia z Warszawy przyzwyczajona do wygody. Na cyfrowym rozkładzie wszystko jest proste, tu przeciwnie. Zupełnie nie ogarniam, o co w nim chodzi. Nie wiem, co oznacza rzymska czwórka przy godzinie odjazdu. Czy to peron, tor … czy co? Na stacji jest jakiś remont, przejście między peronami nieczynne. Czuję niepokój. Nerwowo rozglądam się dookoła. Jednak nie poddaję się. Szczęśliwie, po chwili, zauważam stojących kawałek dalej kolejarzy. Podchodzę i pytam:
– Panowie, czy ta rzymska czwórka przy peronie, oznacza, że pociąg odjeżdża z czwartego peronu?
– A dokąd Pani jedzie? Pyta jeden z nich.
– Do Słupcy, więc pewnie pociąg jedzie w kierunku Poznania.
– Na Poznań, prze pani … to pociągi odjeżdżają z tego peronu, więc ta czwórka to chyba numer toru.
Wsiąść do pociągu byle jakiego
Uspokojona siadam na ławce. Po czym zjadam przygotowaną wcześniej sałatkę. Przeglądam Facebooka. Następnie wyciągam gazetę. Wracam do rozpoczętego w pociągu artykułu.Czekam. Słyszę jakieś zapowiedzi megafonistki, ale zupełnie ich nie rozumiem. Nie przejmuję się jednak tym zbytnio. Czuję się bezpiecznie. Przecież miejscowi kolejarze, zapewnili mnie, że mój pociąg zaraz przyjedzie właśnie na ten peron. Zbliża się godzina odjazdu, a na peronie dziwnie spokojnie. Podnoszę wzrok i widzę, że ten, na który czekam, stoi na innym peronie. Następnie łapię za walizkę i pędzę do przejścia podziemnego. Niestety, z powodu remontu, jest ono nieczynne. Kieruję się w stronę znajdującej się na końcu peronu kładki. Po drodze mijam kolejarzy, krzyczę do niech w biegu:
– Miał przyjechać te ten peron!?
Jeden z nich się zreflektował, że coś poszło nie tak i obiecuje, że spróbuje zatrzymać pociąg.
Niestety, nie udaje mu się. Pociąg odjeżdża. Wracam do nich, żeby wylać swoją frustrację. Nie przejmują się zbytnio moim losem. Tryumfalnie obwieszczają, że za godzinę mam następny. Dukam przez łzy, które cisną mi się do oczu.
– Ale ja tym drugim pociągiem nie zdążę na pogrzeb!
Autostop
Nie mają mi już nic więcej do powiedzenia. W związku z czym każdy z nas idzie w swoją stronę. Oczywiście sprawdzam jeszcze jakiś inne połączenia, ale nic konstruktywnego nie znajduję. Do pogrzebu mam niespełna dwie godziny. Optymistycznych wariantów podróży brak. Wychodzę z dworca. Wsiadam do stojącej przy dworcu taksówki. Proszę o zawiezienie na tzw. „starą poznańską” czyli drogę krajową E30. Postanawiam złapać stopa. Ostatni raz podróżowałam w ten sposób ćwierć wieku temu. Jestem tak silnie zdeterminowana, że skutecznie tłumię w sobie wszelkie wątpliwości.
Stoję przy drodze z czerwoną walizką i czekam na zmiłowanie. Mija mnie kilka samochodów. Słońce ostro praży z nieba. Po kilku minutach zdaję sobie sprawę, że to wcale nie musi się udać. Wzdycham do kuzynki, która wierzę, że znajduje się już w gronie świętych. Proszę o wsparcie. Dochodzę do wniosku, że ten kuriozalny pomysł możliwy jest tylko do zrealizowania przy zaangażowaniu sił nie z tego świata.
Po chwili zatrzymuje się mężczyzna w średnim wieku, jadący podstarzałym autem. Z daleka słyszę rytmiczne disco. Niepewnym krokiem podchodzę i pytam, dokąd jedzie.
– Do Krośniewic! Krzyczy. Próbuje się przebić przez dźwięki muzyki.
– A pani, dokąd?
– Dalej…, do Słupcy … ale… jeśli mogę, jadę. Byle do przodu!
W rytmie disco
W rezultacie wsiadam do jego auta. Szybko okazuje się, że te Krośniewice znajdują się 15 km za Kutnem, a ja mam do pokonania 130. Opowiadam kierowcy, przejętym głosem, co mnie spotkało, po co i dokąd zmierzam. On też zaczyna się zwierzać, że nogę skręcił i jest na zwolnieniu. Rozmowa toczy się przy akompaniamencie skocznej muzyki i dolatującego przez otwarte okno hałasu jadących drogą tirów. W pewnym momencie zauważam kątem oka, że kierowca wpisuje w nawigację: Słupca. Krzywi się trochę na twarzy. Mapy googla informują go, że cel mojej podróży, oddalony jest od nas o półtorej godziny. Chwila milczenia. Ja nie tylko milknę, ale nawet wstrzymuję oddech. W głowie rodzi się nadzieja. Po chwili mężczyzna obwieszcza:
– Zawiozę Panią na miejsce. Nie wyobrażam sobie zostawić człowieka w takiej sytuacji.
Wykrzykuje z niedowierzaniem:
– Naprawdę!? Bardzo Panu dziękuję. Ile to będzie kosztowało?
– Zatankuje mi Pani samochód i wystarczy!
Weź mnie do nieba
Upieram się, że mu zapłacę, że na obiad mu chociaż dam … Nic ode mnie nie chce! Po chwili namawiania, poddaję się. Dociera do mnie, że w niebie czeka na niego prawdziwa zapłata. On wierzy, że jak będzie w potrzebie też mu ktoś pomoże.
Ten człowiek robi zupełnie za darmo 260 km i traci ponad 3 godziny swojego czasu. Szok! Istotnie anioł!
W rezultacie, minutę przed rozpoczęciem mszy pogrzebowej jestem przy cmentarnej kaplicy.
Mam poczucie, że był to pierwszy cud dokonany za wstawiennictwem kuzynki Barbary.
*Wierzę w świętych obcowanie. Żywot wieczny. Amen.
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
Jeżeli udało Ci się doczytać do końca, prawdopodobnie zainteresują Cię też inne wpisy, dlatego zapraszam na mój blog.
Oczywiście, będzie mi niezmiernie miło, jeśli pod wpisem zostawisz komentarz. Każda Twoja uwaga jest dla mnie cenna.
Z pewnością i Ty masz na swoim koncie takie historie, kiedy doświadczasz, że
„ludzi dobrej woli jest więcej
I mocno wierzę w to
Że ten świat
Nie zginie nigdy dzięki nim” (Czesław Niemen Dziwny jest ten świat)
Prawdopodobnie jest ona osobliwa i wyjątkowa. Oczywiście zachęcam Cię do podzielenia się nią, chociaż w kilku słowach.
Doczytałam do końca i mogę orzec, że tekst jest świetny. A świętych obcowanie to nadzwyczajna prawda. Warto wrócić do sedna tych słów. Więcej takich tekstów!
Roma, bardzo ciekawy tekst. Czytałam jednym tchem… Zgadzam się z Tobą – ten mężczyzna to anioł. Trudno o takich dziś – w czasach zabiegania, własnej wygody i obojętności.
Dobrze, że mogłaś być z kuzynką w jej ostatniej drodze. To niewiarygodne, ale widać, takie było jej ostatnie życzenie – sprowadzić Cię tam przez życzliwego człowieka.
Przeczytałam z ogromną ciekawością do końca! Ten i nie tylko ten wpis. Uzmysłowiłaś mi, że miałam trochę podobną sytuację: pomoc z nieba! Kiedyś może ja odświeżę. Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do mnie 🙂