Pierwsze randki z mężem były na dwóch kółkach. Potem się to jakoś rozeszło. Trudne ciąże, małe dzieci. Zostały tylko miłe wspomnienia.
Planując świętowanie 20 rocznicę ślubu mieliśmy różne pomysły, które życie weryfikowało. Kiedy mąż rzucił hasło: A może w Jurę na rowery? Oczy nam obojgu się zaświeciły z radości. Tak to jest to! Zapakowaliśmy rowery na dach samochodu i ruszyliśmy na południe Polski, aby przez 3 dni cieszyć się wspólną aktywnością i urokami Jury Krakowsko – Częstochowskiej.
Dobry plan
Plan na pierwszy dzień był taki: po śniadaniu wsiadamy na rowery. W pobliskiej Biedronce zaopatrujemy się w schłodzone napoje, a potem ruszamy w Dolinę Prądnika. Zaczęło się ostrym podjazdem w słońcu. Potem pobłądziłam. Pojechałam w złym kierunku. A jechałam szybko i z górki. Wiatr we włosach, te sprawy. Jak mąż mnie dogonił, uświadomił mi, że sklep jest po drugiej stronie wzniesienia. Powrót na zaplanowaną trasę okazał się absurdalny.
Spragnionych napoić
Jechaliśmy przed siebie z nadzieją, że znajdziemy jakiś wodopój, bo upał był niesamowity. Na dodatek w tej przecudnej głuszy i pięknych okolicznościach przyrody nie było Internetu, więc mieliśmy problem by się dobrze zlokalizować. Po chwili okazało się, że jesteśmy w pobliżu ruin zamku w Ojcowie. Tam miła Pani sprzedająca w kasie bilety podarowała nam butelkę schłodzonej wody. Byliśmy uratowani.
Małopolski Szlak Winny
Przejechaliśmy kawałek dalej. Złapaliśmy szczątki Internetu. Zlokalizowaliśmy się na mapach google’a. W odległości kilkudziesięciu metrów znajdowała się winnica Nad Prądnikiem, którą postanowiliśmy odwiedzić. Gospodarz zaprosił nas do swojej piwniczki. Na szybko zorganizował nam degustację swoich win. Żałowaliśmy, że możemy tylko zamoczyć usta, ale czekała nas dalsza podróż rowerami, więc byliśmy ostrożni. Opowieści właściciela o pracy, zakładaniu winnicy, każdym szczepie i smaku były niezwykle interesujące. Nie przyjął od nas za to żadnych pieniędzy. Wino i czas okazały się bezcenne.
Coś pękło
Po degustacji pysznych polskich win ruszyliśmy dalej na przejażdżkę rowerową. Nie ujechaliśmy jednak zbyt daleko, gdyż w jednym z rowerów pękł łańcuch. Mieliśmy w plecaku pół roweru, ale spinki do łańcucha akurat nie. Chwyciliśmy za telefon, aby poszukać jakiegoś mobilnego serwisu rowerowego, albo innej formy pomocy, ale nic nie udawało się. Dowiedzieliśmy się jedynie, że 10 km od nas w miejscowości Skała być może jest serwis rowerowy. Skierowaliśmy się zatem w tę stronę. Pod górkę prowadziliśmy rowery, z górki udawało się zjeżdżać bez łańcucha. Droga mijała raczej wolno a upał był ogromny.
W winnicy
Na naszej drodze objawił się kolejny punkt małopolskiego szlaku winnego. Postanowiliśmy zajrzeć, zatrzymać się, przemyśleć co robimy dalej. Właściciel winnicy Krokoszówka Górska nie prowadzi spontanicznych degustacji, ale za to pożyczył nam skrzyneczkę z narzędziami. Niestety, nie udało się naprawić łańcucha. W związku z czym gospodarz zawiózł nas do miejsca zakwaterowania po samochód. Autem wróciliśmy po zostawione u niego rowery.
W serwisie rowerowym
Nie poddaliśmy się. Od razu pojechaliśmy do poleconego serwisu rowerowego Tomar. Tam, mimo dużego obłożenia zostaliśmy błyskawicznie obsłużeni. Oczekując na naprawę poczęstowano nas pyszną kawą. Wszyscy byli sympatyczni i życzliwi.
Ludzie dobrej woli
Kładliśmy się tego dnia spać, z poczuciem, że spotkaliśmy dużo dobrych ludzi i że świat nie zginie dzięki nim. To miła myśl na koniec dnia.
Dobre owoce
Następny dzień przebiegał w równie miłej atmosferze. Udało nam się w końcu przejechać rowerami dolinę Prądnika. Trasa jest niezwykle malownicza. Wracając spotkaliśmy ludzi, którzy przy płocie przycinali czereśnię, bo im gdzieś o kable zahaczała. Gałęzie przystrojone były dorodnymi czereśniami, nie pryskanymi. Pani zapytała, czy mamy ochotę się poczęstować, bo mają dużo. Najedliśmy się tymi czereśniami do pełna. Ona nawkładała nam jeszcze do plecaka gałęzie pełne dobrych owoców. Na później.
Słońce i wiatr
Ponieważ rozsmakowaliśmy się w polskim winie postanowiliśmy kupić je sobie na pamiątkę z podróży. Na koniec trafiliśmy do znajdującej się na uboczu winnicy Słońce i Wiatr. Przywitała nas ciekawie zaaranżowana przestrzeń wokół sklepu i niezwykle mili gospodarze. Chcieliśmy kupić butelkę wina, a przegadaliśmy ze dwie godziny: o pracy, pasji, winogronach, dzieciach i biznesie.
Darmowa życzliwość
W trzy dni spotkaliśmy wielu życzliwych ludzi, którzy nam pomagali, karmili, poili nic nie chcąc w zamian. To było niezwykle doświadczenie. Takie sytuacje pomagają wierzyć, w to, że ludzie są dobrzy, a na pewno bywają. Może nie wszyscy i nie zawsze ale zdarzają się i tacy.
Zło dobrem zwyciężaj
A Ty masz w swoim życiu takie przygody, kiedy doświadczyłaś bezinteresownej pomocy, dobroci i wsparcia. Jeśli tak, to koniecznie o nich napisz w komentarzu? Ludzie są Twoim zdaniem raczej dobrzy czy raczej ludzie są źli?
W obliczu toczącej się wojny warto pamiętać też o tym, że jest też wiele dobra wokół. Pewnie nie wszyscy ludzie są serdeczni, ale niektórzy ludzie tacy właśnie są. My w te kilka letnich dni mieliśmy szczęście i spotykaliśmy przeważnie tylko tych drugich.